Boliwia, 25 kwietnia 2017, Chacaltaya, 5300 m n.p.m.
3 kroki - odpoczynek – 3 kroki - odpoczynek. I tak prawie na sam szczyt. Po co tam wlazłam? Bo chciałam przełamać lęk wysokości, bo chciałam przełamać ból kręgosłupa. Przełamać swoje słabości po raz kolejny. Czytałam, że jest tam wspaniały, zapierający dech w piersiach widok. Jakby nie patrzeć - gdyby nie ciągłe zmiany klimatyczne - to pewnie nadal, byłby to najwyżej położony wyciąg narciarski na świecie. Teraz śnieg na Chacaltaya to rzadkość.
Teoretycznie aklimatyzację miałam za sobą od tygodnia. Za mną Atacama i Potosi, ale dopiero w La Paz poczułam, co to znaczy soroche. Wprawdzie miałam w kosmetyczce i steryd i nasze europejskie tabsy – jednak kupiłyśmy w aptece ichniejsze, cholernie drogie pigułki. Całe szczęście na mnie działały. Cokolwiek było w środku! Mogłam chodzić, a raczej się poruszać, bo z chodzeniem nie wiele to miało wspólnego. Ból głowy też stawał się znośny.
Pod górę wwoził nas zdezelowany busik. Po krętych, kamienistych drogach Boliwii tylko on dawał radę. Z każdej strony niesamowite widoki. Tak inne od naszych europejskich – puste, surowe, boliwijskie Andy. Żadnych wiosek, ludzi - tylko co jakiś czas stadka vikuni i alpak. Zatrzymujemy się na „polance” - jedynym chyba miejscu płaskim - jakie można wykorzystać na bezpiecznie zawrócenia. Wchodzimy. Ferajna ruszyła. Moje 2 towarzyszki razem z nimi. Zostałam sama.
3 kroki – odpoczynek – 3 kroki odpoczynek – nie wiem, ile szłam do miejsca, gdzie były pozostałości po wyciągu. Jeszcze nigdy tak się nie bałam. Było mi słabo, nie mogłam oddychać, miałam już wizję, że zlecę. Nikt mnie nie znajdzie. Jednak za każdym razem podnosiłam się i szłam dalej. Robiłam kolejne 3 kroki i pomimo łez w oczach – powtarzałam sobie, że dam radę i dałam. Wczołgałam się - bo inaczej tego nazwać nie można.
Byłam szczęśliwa. A widok – owszem zapiera dech w piersiach – dosłownie. Mieliśmy też szczęście - szczyt był ośnieżony. Odpuściłam ostatnie 500 metrów po śniegu – choć rozpierała mnie adrenalina – powiedziałam stop.
Cudownie jest mierzyć się ze sobą i wygrywać. Udowadniać sobie, że nie możliwe nie istnieje. Poszerzać narzucone sobie ramy.