O górach Ugandy dużo słyszałam. Już same nazwy wskazują, że coś w nich musi być. Choć z drugiej strony, miłośnicy gór o każdych z nich mówią, że są niesamowite. Masyw leży na pograniczu Ugandy i Republiki Konga. Tajemnicze, okryte mgłą Góry Niebieskie - tak się o nich mówi w Kongo, Księżycowe - jak nazwano je już w starożytności czy Ruwenzori - co w miejscowym języku znaczy "miejsce, gdzie rodzi się deszcz" przyciągają jak magnes. Każdy chce je zobaczyć, poczuć.
Góry Ruwenzori - na szlaku
Będąc w Ugandzie, i ja nie mogłam odpuścić takiej okazji. Zafundowałam mojemu dziecku ponad 6-godzinny trekking. Zważywszy na to, że on nie za często chodzi po górach - to było odważne z mojej strony. Zaopatrzeni w wodę, prowiat, skoro świt wyruszyliśmy w drogę. Za oknem budziła się do życia afrykańska ulica. Po godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Punktem startu była wioska Karugutu. A więc założyliśmy plecki i ruszyliśmy na podbój Ruwenzori! Tego dnia mieliśmy szczęście - podczas naszego trekkingu nie padał deszcz.
Plan był prosty: dwie pierwsze godziny, kiedy słońce jeszcze nie pali, wdrapujemy się. Kolejne dwie maszerujemy po płaskim, podziwiamy - jak pogoda pozwoli - Rift Valley i Jezioro Alberta. Ostatnie dwie schodzimy w dół.
Pod górę
Góry nie wydają się strome - raczej takie pagórkowate. Co jest złudne, ponieważ nasze 2 godziny pod górę to było dosłownie wejście pod górę. Michał niestety nie zjadł śniadania i pił dość mało, co spowodowało, że już po pół godziny był padnięty i widział prawie na żółto. Zmusiłam Go do systematycznego nawadniania i zjedzenia batonów energetycznych. Całe szczęście było tylko pochmurnie. Przewodnik co chwila nas delikatnie popędzał, tłumacząc, że w pełnym słońcu wejście jest męczarnią.
"Książkowo" po dwóch godzinach wyszliśmy na prostą. Teraz wolno przyglądaliśmy się górom, wiosce daleko w dole. Zawsze z podziwem patrzę na ludzi gór. Wysiłek, jaki muszą włożyć w to, aby dostać się do wioski po niezbędne rzeczy, dzieci, które codziennie chodzą do szkoły. Nie ma tam dróg asfaltowych czy nawet ubitych - są wydeptane ścieżki, po których na plecach wnosi się wszystko - nawet materiały budowlane. Na górce z widokami na kongijską część gór Ruwenzori zjedliśmy owocowy lunch. Po nabraniu sił, czekała nas część ostatnia - trzeba teraz zejść :-).
Z górki na pazurki
Tak samo jak przy wejściu nie ma żadnych oznaczonych szlaków. Nasz przewodnik na bieżąco wybierał, gdzie skręcimy tym razem. Przechodziliśmy przez poletka bananowców, kakao i kawy. Czasem było tak stromo, że zbiegaliśmy w dół, łapiąc się za gałęzie. Oczywiście nie raz zaliczyliśmy zjazd na czterech literach. Po drodze mijaliśmy pasące się kozy, bawiące się dzieci, pracujące kobiety.
Chodząc po górach, nieważne po jakich, wszędzie jest taka sama zasada - pozdrawia się każdego mijanego na szlaku. Jednak w Afryce - pozdrowienie to taka mini rozmowa: Dzień dobry, co słuchać, jak się masz, udanego dnia!
Trekking zakończyliśmy w Ntandi, gdzie czekał na nas kierowca. Zmęczeni i brudni, ale także zadowoleni rozsiedliśmy się w aucie.
Góry wielu nazw
Grecki matematyk i geograf Ptolemeusz w swym dziele „Geografika Hyphegesis”, opisał legendarne góry, które swoim śniegiem karmiły jeziora stanowiące źródła Nilu. Nazwa je Luna Montes, czyli Góry Księżycowe. Jednak ten starożytny uczony nie podał ich dokładnej lokalizacji.
Przez wiele stuleci masyw był ukryty przed podróżnikami. Wszystko to z powodu pogody, jaka panuje w tym rejonie. Chmury burzowe znad lasów równikowych Konga, przywiewają nad granicę lodowców gór Ruwenzori, gdzie ogromna różnica temperatur powoduje ich skraplanie. Średnio pada tutaj 300 dni w roku.
Dzięki nisko zawieszonym chmurom i deszczom Góry Ruwenzori zostały odkryte dopiero w 1888 roku. Pewnego dnia, kiedy akurat nie padało, Henry’emu Mortonowi Stanleyowi, który prowadził ekspedycję wokół jeziora Wiktorii, na chwilę ukazały się pokryte śniegiem szczyty. Odkrywca skojarzył góry z tymi, o których pisał Ptolemeusz już w II wieku n.e. Na cześć Henry'ego najwyższa góra nazwana została jego nazwiskiem. Najwyższym wierzchołkiem Góry Stanleya - jest Szczyt Margherita (5109 m n.p.m.).
Miejscowa nazwa to - Góry Ruwenzori - co w miejscowym języku znaczy "miejsce, gdzie rodzi się deszcz". Nazwa znamienna, której nie trzeba wyjaśniać, zwarzywszy na ilość i obfitość opadów.
Od strony Konga masyw ma nazwę Góry Niebieskie. W Kongu mówią, że góry najpiękniej wyglądają w świetle księżyca. Wtedy właśnie mają kolor niebieski. Zamglone, tajemnicze, patrząc na nie, ma się wrażenie, że coś tam się dzieje, coś się ukrywa.
Należy dodać, że w 1994 r. Park Narodowy Ruwenzori został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Organizacja trekkingu
Szlaki nie są wcale oznaczone. Często przebiegają po prostu ścieżkami, którymi chodzą mieszkańcy. Nie polecam samemu wybierać się na trekking, nawet jak mamy znakomitą orientację w terenie. Wynajęcie przewodnika nie nastarcza trudności po pierwsze, po drugie zna on doskonale wszelkie skróty czy ścieżynki. W razie czego wie do kogo zadzwonić. Kolejnym atutem jest to, ze w ten sposób wspieramy lokalną ludność oraz to, że możemy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o zamieszkujących te tereny plemionach, zwyczajach, rosnących roślinach czy po prostu pogadać o życiu w tej części Afryki.